niedziela, 8 lipca 2012

Rozdział 11 :D

Oni na to że:
- I tak już przymknęli, więc nie ma się co tak bardzo martwić - mówił Niall.
- Jakbym ich zobaczył to bym zajebał tak, że by się nie pozbierali - denerwował się Liam - przez nich Harry i Zayn mogą się nie wybudzić ze śpiączki - tutaj i jemu i mnie zebrały się łzy w oczach.
- Wiecie, ja pójdę sprawdzić co u Louisa i Jess, a potem chyba pójdę na krótki spacer, bo potrzebuję się przewietrzyć - wymusiłam uśmiech i poszłam w stronę sali Louisa. 
        Jak zawsze ujrzałam przytulone do siebie gołąbeczki. Uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy. Stwierdziłam, że nie będę im przeszkadzać i od razu pójdę na spacer. Wyszłam ze szpitala i jak zawsze ujrzałam tłumy fanek. Przecisnęłam się przez nie i poszłam w stronę parku. Usiadłam na ławce i zaczęłam się zastanawiać nad wszystkimi ostatnimi wydarzeniami. Nagle zobaczyłam, że w moją stronę zbliża się Justin. Nie miałam teraz ochoty na spotkania z nim, ale co miałam poradzić.
- Cześć - zaczął Justin.
- Cześć.
- Jak tam u chłopaków?
- A nic się nie zmieniło... Harry i Zayn dalej są w śpiączce - powiedziałam ze smutkiem w głosie.
- Nie martw się....wyjdą z tego - objął mnie ramieniem, a ja się w niego wtuliłam. Siedzieliśmy dosyć długo w ciszy, którą przerwał dzwonek mojego telefonu.

- Ania, przychodź szybko do szpitala - usłyszałam głos Jess. 
- Co się stało? - zaczęłam się denerwować.
- Stan Harrego znowu strasznie się pogorszył.
- Czekajcie na mnie. Będę za jakieś 5 minut - powiedziałam i szybko się rozłączyłam.  

- Co się stało? - zapytał Justin.
- Harremu znowu się pogorszyło. Bardzo cię przepraszam ale muszę już iść i dowiedzieć się co się dzieje.
- Może iść z tobą?
- Nie, lepiej będzie jak pójdę sama. No to cześć - powiedziałam i jak najszybciej zaczęłam podążać w stronę szpitala. Kiedy już doszłam z daleka widziałam zdenerwowane Jess I Jen.
- Gdzie on jest? - spytałam.
 Znowu ma operację. Ratują go. Wcześniej przez 3 godziny go reanimowali, bo w każdej chwili mógł... - nie dokończyła, bo każdy wiedział o co chodzi.
        Ja jak zawsze zaczęłam płakać...zawsze ja muszę mieć takiego pecha, że najważniejsze osoby w moim życiu odchodzą... teraz zostało mi się tylko modlić, żeby Harry wyszedł z tego cały. Nagle zobaczyłam jak z sali operacyjnej wychodzi lekarz. Od razu do niego podeszłam i zaczęłam pytać:
- Co z Harrym?
- Udało nam się go uratować... operacja przebiegła pomyślnie, lecz jego stan się pogorszył i to bardzo.
- A wie pan kiedy może się wybudzić?
- Nie jestem w stanie teraz tego powiedzieć, ale nie będę kłamał, że to może potrwać tygodnie, a nawet miesiące.
         W tym momencie wybuchnęłam niepohamowanym płaczem. Harry leży tu dopiero kilka dni, a ja już nie mogę tego wytrzymać, a co dopiero mówić o tygodniach i miesiącach. Nie miałam już siły na to wszystko...byłam okropnie załamana. Nagle poczułam jak ktoś mnie przytula...podniosłam głowę i ujrzałam Justina.
- Co ty tu robisz? - zapytałam
- Jen napisała mi smsa co się stało i powiedziała żebym przyjechał cię jakoś pocieszyć.
- Teraz mnie nic nie pocieszy...
- Może chodźmy do mnie do domu. Obejrzymy jakiś film. Nie będziesz tu przecież cały czas siedzieć, to nie ma sensu. Jeśli coś będzie się działo lekarz nas o tym powiadomi...
- Może masz rację. To chodźmy - powiedziałam i razem z Justinem podnieśliśmy się z siedzeń. Ja powiedziałam dziewczynom, gdzie idę i żeby w razie czego do mnie zadzwoniły. Wyszliśmy ze szpitala i skierowaliśmy się w stronę jego auta.

*Oczami Jess*
         Kiedy Ania z Justinem wyszła ja jak zawsze poszłam do Lou.
- I jak z Harrym? - zapytał.
- Lekarz mówił, że jego stan się pogorszył - powiedziałam a Louisowi spłynęła łza po policzku - nie płacz będzie dobrze. Harry jest silny i na pewno z tego wyjdzie.
- Masz rację - powiedział, lecz ja dalej widziałam jego oczy, które były przepełnione smutkiem.
- Ej...nie bądź taki smutny. Nie mogę na ciebie patrzeć, jak jesteś w takim stanie. Gdzie się podział ten wesoły Louis? - on się tylko uśmiechnął i powiedział:
- Opowiedz mi coś o sobie.
- No więc... co by tu powiedzieć. Od małego mieszkam w Londynie i kiedy miałam 14 lat moi rodzice się rozwiedli...był to dla mnie wielki cios. Mój brat miał wtedy 19 lat i starał się mnie pocieszać. Po jakimś czasie już do mnie dotarło i nie przeżywałam tego tak bardzo. Teraz nie utrzymuję z nimi jakiś szczególnych kontaktów. John ( tak miał na imię mój brat) układa sobie życie w Ameryce razem ze swoją żoną i 2 - letnią córeczką, a rodzice nie wiem gdzie są, ostatnio widziałam ich 2 lata temu - po moim policzku popłynęła łza, którą Louis natychmiast otarł.
- Rozumiem cię... Ja jestem w podobnej sytuacji. Utrzymuję kontakty tylko ze swoją matką.
     Potem zaczęliśmy się nawzajem pocieszać i cały czas się śmialiśmy.

* W domu Justina - Oczami Ani*
- Masz ładny dom - powiedziałam
- Dzięki.
- To co obejrzymy jakiś film? - zapytałam
- No pewnie.
      Justin włączył jakiś horror i zaczęliśmy oglądać. Cały czas miałam głowę opartą o ramię Justina i nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam.


*************************************************
I mamy 11!!! Jak Wam się podoba?
Bardzo dziękuję w imieniu nas 3 za te komentarze, które znalazły się pod poprzednim rozdziałem ;)  Chciałybyśmy zawsze ich tyle widzieć albo nawet więcej, bo jest to BARDZO motywujące i ułatwia nam pisanie, bo wiemy że lubicie to czytać i że my mamy dla kogo pisać, dlatego:
DZIĘKUJEMY !!! :>

5 komentarzy: